Автусевич Станислав (Автучевич?)

W Słowniku Fotografów Popowa występuje niejaki
Автусевич względnie Автучевич Станислав. Tak samo wymieniany jest na stronie www.rusalbom.ru Jest to oczywista pomyłka.
Udało mi się ustalić właściwe nazwisko tego fotografa. Jego prace są do obejrzenia na stronie NAC. Oto jedna z nich:
SM0_1-U-1447

Problemy ze strona

Wczoraj info od Saszy ze nie otwiera sie strona. Dzis, po interwencji w MacHighway, znowu sie laduje ale jak poprzednio nie otwiera bloga. Sprobuje uaktualnic i zobaczymy co wyjdzie.

Nowi krewni

Przez ostatnie kilka dni nerwowa wymiana maili z Irina z Odessy. Irina, atrakcyjna kobieta (widzialem na Facebooku),
13227714_898665800260109_4630745691128398880_o
mlodsza ode mnie o 20 lat, szukala w internecie Woroszylskich. Jej bacia bowiem byla Woroszylska, corka przybylego do Odessy Michaila. Jakos tak sie stalo ze wygooglowala ksiazke Andrzeja Czarniakiewicza z rozdzialkiem o grodzienskich Woroszylskich. I w ten sposob trafila do mnie. Radosc z obu stron byla duza. Ona cieszyla sie z odnalezienia "kuzyna", ja z tego samego oraz z faktu ze o Michaile ani ja ani moi amerykanscy krewni poza tym ze wiedzielismy ze w ucieczce przed carska sluzba wojskowa, a ta trwala wtedy od 15 do 25 lat, opuscil rodzinne tereny (urodzil sie w Trzyrzeczkach wiec pewnie mieszkal gdzies w tamtej okolicy) i wywedrowal do Odessy. Bylby to nowy slad i informacja o rodzonym bracie mojego pradziadka Jakuba. Niestety radosc trwala krotko. Okazalo sie ze Michail ma zupelnie inne "otczestwo" niz grodzienski pradziadek wiec raczej nie moze byc moim krewnym. Mimo tego zaznajomilem sie z jego prawnuczka i kto wie moze uda sie odwiedzic ja w Odessie i pospacerowac sladami Beni Krzyka i jego bandy.

Ulica Hoovera

Wreszcie dotarł list od Pana Zygmunta. Tym razem niemiecka poczta "dała plamę". List został zarejestrowany miesiąc temu we Frankfurcie i zniknął jak sen jaki złoty. A w liście był drogocenny podarek od Pana Zygmunta. Zdjęcie, na którym mały Zygmuś z mamą wraca z przedszkola ulicą Hoovera. Przedszkole, prowadzone przez Siostry Szarytki, mieściło się przy Horodniczańskiej i tędy wiodła droga do domu na Dominikańskiej. Zygmuś pod krawatem, jak przystało na młodzieńca z dobrego grodzieńskiego domu, z filuternym uśmiechem na ustach. Jakby wiedział, że po zachodzie słońca na Hoovera ustawia się panienki z nieco gorszych domów czyli po prostu Córy Koryntu. Ale raczej uśmiecha się tylko do ulicznego fotografa dumnie trzymając za rękę swoją przystojną mamę.
Wszystko jednak skończyło się dobrze. Zygmuś bez większych przeszkód dotarł na podwieczorek do domu, być może mama dokonała na Dominkańskiej jeszcze jakichś drobnych zakupów a ja szczęśliwie odebrałem na poczcie list z opisaną wyżej zawartością.
IIRP.08.Ulica24