Amerikum z ksiazki Sebalda
04/02/14 16:55
Dostałem od Małgosi fragment dotyczący Grodna z ksiażki Sebalda:
"Dr Selwyn natomiast po chwili namysłu wyznał mi - inne słowo nie oddałoby tu istoty rzeczy - że w ciągu ostatnich lat tęsknota nachodzi go coraz mocniej. Na moje pytanie, dokąd go tak ciągnie, opowiedział mi, że w wieku siedmiu lat wywędrował z rodziną z litewskiej wsi w pobliżu Grodna. Późną jesienią 1899 roku jego rodzice, siostry Gita i Raja oraz wuj Shani Feldhendler pojechali na wózku furmana Aarona Walda do Grodna.Obrazy tej przeprowadzki na całe lata znikły z jego pamięci, ale ostatnio, mówił dr Selwyn, znowu dają o sobie znać i wracają. Widzę, mówił, jak nauczyciel w chederze, do którego uczęszczałem już od dwóch lat, kładzie mi rękę na głowie. Widzę opustoszałe pokoje. Widzę siebie na wozie, widzę koński zad, rozległy brunatny krajobraz, gęsi z wyciągniętymi szyjami w błocie chłopskich zagród, poczekalnię na dworcu w Grodnie, ze stojącym pośrodku za kratą przegrzanym piecem i rozłożonymi wokół niego rodzinami wychodźców. Widzę druty telegrafu, biegnące to wyżej, to niżej przed oknami pociągu, widzę fasady domów w Rydze, statek w porcie i ciemny kąt pokładu, gdzieśmy się roztasowali jak się dało w panującym tam tłoku. Pełne morze, proporzec dymu, szarą dal, kołysanie statku, strach i nadzieję, które nosiliśmy w sobie, wszystko to, mówił dr Selwyn, pamiętam teraz znowu, jakby to było wczoraj. Po tygodniu, o wiele wcześniej, niż wynikało z naszych rachub, dotarliśmy do celu. Wpłynęliśmy w szerokie ujście rzeki. Wokół stały duże i małe frachtowce. Dalej ciągnął się płaski ląd. Emigranci zgromadzili się na pokładzie i czekali, aż z oparów mgły wynurzy się Statua Wolności, bo wszyscy zabukowali się do Amerikum, jak to się u nas nazywało. Kiedy zeszliśmy na ląd, nikt nie miał wątpliwości, że stąpamy po ziemi Nowego Świata, obiecanego miasta Nowy Jork. W rzeczywistości, jak się na nasze nieszczęście po jakimś czasie okazało - statek już dawno odpłynął - wylądowaliśmy w Londynie."
Jest prawdopodobne, że podobnie wyglądały emigracje wielu innych Grodnian.
"Dr Selwyn natomiast po chwili namysłu wyznał mi - inne słowo nie oddałoby tu istoty rzeczy - że w ciągu ostatnich lat tęsknota nachodzi go coraz mocniej. Na moje pytanie, dokąd go tak ciągnie, opowiedział mi, że w wieku siedmiu lat wywędrował z rodziną z litewskiej wsi w pobliżu Grodna. Późną jesienią 1899 roku jego rodzice, siostry Gita i Raja oraz wuj Shani Feldhendler pojechali na wózku furmana Aarona Walda do Grodna.Obrazy tej przeprowadzki na całe lata znikły z jego pamięci, ale ostatnio, mówił dr Selwyn, znowu dają o sobie znać i wracają. Widzę, mówił, jak nauczyciel w chederze, do którego uczęszczałem już od dwóch lat, kładzie mi rękę na głowie. Widzę opustoszałe pokoje. Widzę siebie na wozie, widzę koński zad, rozległy brunatny krajobraz, gęsi z wyciągniętymi szyjami w błocie chłopskich zagród, poczekalnię na dworcu w Grodnie, ze stojącym pośrodku za kratą przegrzanym piecem i rozłożonymi wokół niego rodzinami wychodźców. Widzę druty telegrafu, biegnące to wyżej, to niżej przed oknami pociągu, widzę fasady domów w Rydze, statek w porcie i ciemny kąt pokładu, gdzieśmy się roztasowali jak się dało w panującym tam tłoku. Pełne morze, proporzec dymu, szarą dal, kołysanie statku, strach i nadzieję, które nosiliśmy w sobie, wszystko to, mówił dr Selwyn, pamiętam teraz znowu, jakby to było wczoraj. Po tygodniu, o wiele wcześniej, niż wynikało z naszych rachub, dotarliśmy do celu. Wpłynęliśmy w szerokie ujście rzeki. Wokół stały duże i małe frachtowce. Dalej ciągnął się płaski ląd. Emigranci zgromadzili się na pokładzie i czekali, aż z oparów mgły wynurzy się Statua Wolności, bo wszyscy zabukowali się do Amerikum, jak to się u nas nazywało. Kiedy zeszliśmy na ląd, nikt nie miał wątpliwości, że stąpamy po ziemi Nowego Świata, obiecanego miasta Nowy Jork. W rzeczywistości, jak się na nasze nieszczęście po jakimś czasie okazało - statek już dawno odpłynął - wylądowaliśmy w Londynie."
Jest prawdopodobne, że podobnie wyglądały emigracje wielu innych Grodnian.